Tu się wychowywałem i ukończyłem szkołę średnią. Jako czternastolatek po raz pierwszy zacząłem występować publicznie w miejskim domu kultury na dyskotekach. Wówczas towarzyszył mi zespół "Metronom", który przyjechał z Karagandy (Kazachstan). Dzięki chłopakom z zespołu uświadomiłem sobie, że muzyka jest warta tego, żeby poświęcić się jej bez reszty. Postanowiłem zrezygnować z zawodu maszynisty, który przez wiele lat mnie fascynował. Związałem się z muzyką na dobre i na złe.
W wieku lat piętnastu wyprowadziłem się z domu rodzinnego. Rozpocząłem naukę w Bracku w Średniej Szkole Muzycznej na wydziale instrumentów dętych. Dlaczego? Miałem zaledwie 15 lat. Za chwilę miała nastąpić mutacja. Wtajemniczonym wiadomo, że w szkołach śpiewu nie przyjmuje się tak młodych osób. Szczególnie dotyczy to chłopców, którym mutacja zmienia głos nie zawsze na korzyść. Zatem dąłem w trąbkę przez dwa lata i czekałem na osiemnaste urodziny.
Wydziału instrumentów dętych nie ukończyłem z wiadomych przyczyn - powołaniem moim był śpiew. W wieku lat siedemnastu przeniosłem się do Irkucka na wydział piosenki estradowej. Komisja egzaminacyjna trochę grymasiła, bo byłem niepełnoletni. Mój przyszły nauczyciel śpiewu stwierdza jednak "Ivan poradzi sobie ze swoja mutacją" i przekonuje komisję. Rzeczywiście później mówiłem, ze "wszyscy robili z muchy słonia". Przynajmniej mutacja nie przysporzyła mi żadnych kłopotów. Niestety studiów nie ukończyłem. Dlaczego? Długo by opowiadać. Są rzeczy w życiu o których nie da się powiedzieć w dwóch słowach. Ten okres jest bardzo osobisty. Jako młody, niedoświadczony człowiek, nazbyt emocjonalnie podchodziłem do niektórych spraw. Musiałem za to słono zapłacić. Być może w tym momencie zaczęła się moja wielka podróż i poznawanie świata w całej jego pełni.
Wyjechałem do Moskwy w poszukiwaniu lepszego życia. Poznawałem ludzi. M. In. spotkałem dziewczynę o imieniu Ina. Ina była chora na stwardnienie rozsiane. Mieszkała w
tym samym hotelu, co ja - Ostankino. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i obiecaliśmy pomagać sobie nawzajem. Ja ją odprowadzałem do ośrodka terapeutycznego, a ona
przedłużała mój pobyt w hotelu. Nie miałem pieniędzy, więc jako opiekun osoby niepełnosprawnej mogłem zamieszkiwać tam przez dowolny okres czasu za darmo. Dzięki Inie
pewnego dnia odwiedziłem polski kościół, gdzie dowiedziałem się o zlocie młodzieży w Częstochowie z okazji przyjazdu Papieża.
To był mój pierwszy wyjazd za granicę. Byłem śpiący i zmęczony formalnościami sprawdzania dokumentów przez straż graniczną, ale jak tylko przejechaliśmy na drugą
stronę przylgnąłem do okna i w pozycji nieruchomej jechałem aż do samej Częstochowy. Może już wtedy wyczuwałem, że w przyszłości ten kraj zostanie moją drugą
ojczyzną. Przeczuwałem, że tu znajdę dom, przyjaciół i pracę.
Podczas pobytu zaprzyjaźniłem się z siostrami franciszkankami. Cała grupa z Rosji, w której byłem, zamieszkała u nich w ogródku w dużych namiotach. Pamiętam
jak wieczorem wracałem z Jasnej Góry. Chodziłem po klasztornym ogródku i zachwycałem się możliwością zrywania dojrzałych jabłek z drzew. Na Syberii, skąd pochodzę,
można tylko o tym pomarzyć. Niestety zlot chylił się ku końcowi. Ze względów wizowych musiałem wyjechać. Ostatniego dnia zdążyłem jeszcze porozmawiać z siostrą Kler.
Po skończeniu mojej życiowej opowieści siostra smutno westchnęła, pokiwała głową i przytuliła mnie. Wiedziałem, że nie mogła spełnić moich oczekiwań i zatrzymać mnie
w Polsce. Natomiast powiedziała, że jeśli będę
odważnie dążył do swojego celu, to na pewno uda mi się tu wrócić, a wówczas ich dom jest moim domem. Utkwiło to w mojej głowie. Odtąd przyświecał mi nowy cel - wrócić
do Polski. Wyzwoliło to u mnie pokłady odwagi i determinacji.
Wróciłem do Moskwy w towarzystwie Tatiany, Rosjanki, którą poznałem w Częstochowie. Przez kilka miesięcy mieszkałem w jej mieszkaniu. Któregoś dnia Tania przyniosła
gazetę, w której znaleźliśmy ogłoszenie o wyjazdach do Polski. Natychmiast pomyślałem, ze może to być dla mnie szansa. Nie tracąc czasu zabrałem się za załatwianie
formalności. Po dwóch tygodniach miałem w ręku zaproszenie. Kolejny raz wracałem do Polski. Pierwsze swoje kroki skierowałem do Częstochowy, miejsca w którym się
zaczęło moje nowe życie.
Siostra Kler spełniła swoja obietnicę. Skierowała mnie do podwarszawskich Lasek, gdzie znajdował się Zakład dla niewidomych prowadzony przez siostry zakonne. Tam znalazłem schronienie. Dostałem pokój, pracę, jedzenie i ubranie. W Laskach mieszkałem przez pół roku. Tak mi się spodobało, że zapomniałem o tym, że dawno przekroczyłem okres legalnego przebywania w Polsce. Groziło mi wydalenie z kraju z 5-cio letnim zakazem ponownego wjazdu. Oprócz tego wiedziałem, że przebywanie w Laskach nie może trwać wiecznie. Musiałem poukładać sobie życie. Chciałem studiować, ale brakowało mi matury. Postanowiłem zatem po raz kolejny wrócić do Rosji. Na szczęście funkcjonariusz Straży Granicznej okazał mi dużą życzliwość i przymknął oko na moją przeterminowaną wizę.
Rozpocząłem naukę w szkole wieczorowej. Po lekcjach chodziłem do polskiego kościoła katolickiego, gdzie zaprzyjaźniłem się z księdzem Ignacym Pawlusem, misjonarzem z
Polski. Często na spotkaniach chwaliłem się swoimi wynikami w szkole, a on z kolei był z siebie dumny, że coraz lepiej znosi syberyjskie mrozy. Przeczuwałem, że ta
znajomość może być dla mnie niezwykle owocna. Pewnego dnia ksiądz powiedział mi, że jedzie do Moskwy załatwiać jakieś swoje sprawy. Wrócił z wiadomością, że, za
pośrednictwem pewnej instytucji związanej z Kościołem, załatwił dla mnie studia w Polsce. Do dziś jestem mu za to wdzięczny.
Przez rok uczęszczałem do szkoły języka polskiego dla cudzoziemców. Po jej ukończeniu podjąłem studia na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Filologii Języka
Polskiego.
Okres studiów wypełniony był nauką i... zawziętym uprawianiem rozmaitych dyscyplin sportowych. Po zajęciach zawsze chodziłem na basen albo treningi w zespole tańca nowoczesnego, biegałem na stadionie Skry, ćwiczyłem na siłowni. W wakacje uprawiałem osobliwe hobby - wraz z grupą polskich przyjaciół wyjeżdżałem na wyprawy trekkingowe w dzikie zakątki Rosji (jez. Bajkał, Ałtaj, Półwysep Kolski, Wyspy Sołowieckie, Ural). Już wtedy chyba przeczuwałem, że nadchodzi kolejny etap, który radykalnie zmieni moje życie. Musiałem być w dobrej formie, aby radzić sobie z czekającymi na mnie wyzwaniami.
Na 5-tym roku studiów postanowiłem powrócić do mojej prawdziwej pasji, czyli śpiewania. Równolegle rozpocząłem naukę w trzyletnim studium muzycznym na wydziale piosenki estradowej. Na tym jednak nie poprzestałem. Mój głód poznawania estrady był bardzo silny. Wytrwale szukałem ludzi chętnych do współpracy ze mną, angażowałem się w różnego rodzaju programy ("Droga do gwiazd", "Szansa na sukces"), a nawet wygrałem casting zorganizowany przez Teatr Roma do musicalu "Miss Sajgon". W końcu jednak trafiłem do reality show Michała Wiśniewskiego "Jestem jaki jestem". Wcześniej udało mi się poznać muzyków zespołu "Delfin". Pomógł szczęśliwy traf. Wszedłem do pewnej znanej warszawskiej kawiarni i zapytałem, czy zatrudniają jakichś muzyków i czy potrzebują wokalisty. Następnego dnia wieczorem stałem obok "Delfinów" i śpiewałem standardy jazzowe.
Wiadomość o moim udziale w programie "Jestem jaki jestem" zelektryzowała wszystkich. Wojtek Olszewski i Łukasz Lazer szybko skomponowali dla mnie kilka piosenek, aby jeszcze bardziej uatrakcyjnić moją osobę w oczach twórców programu.
Ostatecznie doszedłem prawie do finału konkursu. Zaproponowano mi podpisanie umowy delikatnie rzecz ujmując niezbyt korzystnej. Przede wszystkim zażądano rozstania z zespołem. Nie zgodziłem się na takie warunki.
Nagranie piosenki "Jej czarne oczy", jej brzmienie oraz pozytywna reakcja wielu słuchających jej osób zmotywowało nas do intensywnych starań związanych z promocją zespołu. Zaczął się okres ciężkiej pracy. Wykonaliśmy setki telefonów do lokalnych rozgłośni, telewizji, czasopism. Udział w konkursie "Jestem jaki jestem" wcale nie ułatwił życia, nie otworzył nam "drzwi do kariery". Większość głównych instytucji odmawiała jakiejkolwiek współpracy. Nieoczekiwanie dużą życzliwość wykazały niewielkie, lokalne rozgłośnie radiowe, zatrudniające redaktorów-zapaleńców, wolnych od myślowych schematów i bezkrytycznego hołdowania zachodniej muzyce.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie znajoma Rosjanka, redaktorka rosyjskiego czasopisma "europa.ru". Zaproponowała mi udział w castingu do serialu "M jak miłość". Nie wahałem się długo. Zdawałem sobie sprawę, że przygoda z aktorstwem na pewno będzie cennym doświadczeniem.
Casting był stresujący - wraz ze mną stawiły się 53 osoby. Zebrałem siły i zagrałem scenę. Animuszu mi dodała Ania Mucha, która statystowała w tej scenie. Udało się! Następnego dnia zadzwonił telefon, że mnie angażują do roli Saszy.
Poczułem, że wraz z zespołem wychodzimy na prostą. Spróbowałem ostatni raz zapukać do wielkich wytwórni fonograficznych. Jak się okazało, ponownie bezskutecznie. Ani rosnąca popularność piosenki "Jej czarne oczy", ani fakt, że za chwilę pojawię się w serialu "M jak miłość" nie zdołały przekonać do mojej osoby "wielkich specjalistów". Postanowiłem przestać liczyć na wielkie wytwórnie i zostać artystą niezależnym.
"Jej czarne oczy" zaczęły docierać do różnych krańców Polski. Pojawiły się pierwsze propozycje koncertów. Ludzie dzwonili bezpośrednio do nas. Trzeba było negocjować, a to nie było mocną stroną zespołu. Wyraźnie doskwierał nam brak menedżera. Tu jednak dopisało szczęście. Właściwy człowiek, Krzysztof Bogucki, sam nas znalazł. Dzięki niemu działalność zespołu nabrała tempa. Przybyło koncertów w kraju, pojawiły się zaproszenia do klubów polonijnych za granicą.
Wiadomość, że zespól weźmie udział w konkursie Eurowizji zastała nas w USA. Miałem mieszane uczucia: i bałem się i cieszyłem jednocześnie. Po powrocie do Polski rozbawił mnie pewien fakt. Kilka dużych firm fonograficznych nagle okazało zainteresowanie zespołem i zaproponowało współpracę. Wówczas jednak wszyscy pochłonięci byliśmy przygotowaniami do konkursu i nikt nie zwrócił na te oferty uwagi.
Po Eurowizji zespół wystąpił jeszcze na bardzo wielu koncertach i nagrał druga płytę "Dwa Żywioły".
Życie nie stoi na miejscu. Wszystko się zmienia, ale moja pasja sprawiania ludziom radości za pomocą muzyki pozostaje. Postanowiłem rozpocząć karierę solową. Wykorzystam wszystkie moje doświadczenia z dotychczasowej działalności estradowej, aby Was nie zawieść. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz przeżyjemy wspólnie wspaniałe chwile.
Działam na scenie 15 lat. Zagrałem ponad 2 tyś koncertów w Polsce i za granicą dla Polonii (Niemcy, Włochy, Belgia, Litwa, Ukraina, Wielka Brytania, Irlandia, Austria, USA, Kanada). Brałem udział w wielu programach telewizyjnych, serialach, festiwalach, a także byłem autorem różnych projektów muzycznych:
- 2005 r. rola w serialu „M jak Miłość”
- 2005 r. występ na Eurowizji, Kijów
- 2007 r. „Taniec z Gwiazdami” (II miejsce)
- 2009 r. „Opole”
- 2010 r. „Tylko nas dwoje” (I miejsce)
- 2004 – 2017 r. wielokrotnie brałem udział w programach publicystycznych i rozrywkowych m.in. „Sprawa dla reportera” (red. Elżbieta Jaworowicz), „Sąsiedzi” (red. Barbara Włodarczyk), „Rozmowy w toku” (red. Ewa Dżyzga), „Szymon Majewski Show” (red. Szymon Majewski), „Kuba Wojewódzki show” (red. Kuba Wojewódzki), „TVN 24”, „Polsat News”, „Dzień Dobry TVN”, „Minęła 20”, „Pytanie na śniadanie”.
- 2013 r. wspólnie ze znaną kanadyjską artystką fotografik Maggie Habieda, zorganizowałem międzynarodowy koncert „Colours of love” w Toronto (Kanada). Wspierali mnie Konsul RP Grzegorz Morawski oraz Kanadyjski Minister Multikulturalizmu Tim Upal. Przedsięwzięcie zostało nagrodzone listem gratulacyjnym od premiera Kanady Stephena Harpera.
- 2015 r. nagrałem utwór oraz teledysk z zespołem No Logo „I chociaż ptaki odleciały” na rzecz pojednania narodów Europy Ukrainy i Rosji (konflikt wojenny). Zdjęcia do teledysku były zrobione w Berlinie, Kijowie, Moskwie, Warszawie oraz w Sejnach, gdzie za pomocą drona została nagrana grupa pielgrzymów (około 1 tyś. osób) wędrujących z Suwałk do Wilna.
- 2015 r. nagrałem piosenkę oraz teledysk „That’s what Papa said” (polskojęzyczna wersja mojego utworu „Tak mówił Papież”) z dziećmi z Afryki (RPA) wersja angielska jest zadedykowana również Janowi Pawłowi II oraz Nelsonowi Mandela.
- 2016 r. zorganizowałem przyjazd dzieci z Afryki do Polski. Razem wystąpiliśmy w Krakowie przed tysiącami pielgrzymów z całego Świata podczas Światowych Dni Młodzieży.